
Zamierzałem odczekać trochę przed opisaniem tej – niefajnej – części pracy funkcjonariusza Policji – lecz ilość prywatnych zapytań zmusiła mnie poniekąd do zrobienia tego już na tym etapie.
Chodzi rzecz jasna o interwencje, w których obecne są zwłoki, sytuacje podczas których mamy do czynienia z ludzkim, martwym ciałem. Niektórzy w firmie mawiają także – truposz, sztywniak, umarlak – jak zwał tak zwał. Można mnie ganić za to luźne podejście do kwestii śmierci, ale gdybym chciał reagować emocjonalnie na każde takie zdarzenie to chcąc odreagować musiałbym ciągle być nietrzeźwy, lub co gorsza już by mnie dawno zamknęli w pokoju bez klamek, ale za to z miękkimi ścianami.
Należy po prostu zdać sobie sprawę, że jest to coś normalnego – element nierozerwalnego cyku życia – a następnie przejść z tym do porządku dziennego.
Przeczytaj również: Polska katolipa, czyli hipokryzja w sutannie
Pierwszy denat, z jakim styka się młody policjant to coś pamiętnego. Coś zapadającego w pamięć każdemu funkcjonariuszowi. Zdarza się, że nawet po tych wszystkich latach w formacji wspominamy z kolegami te trudne sytuacje i porównujemy pierwsze doświadczenia. Emocje, które towarzyszyły nam w tamtych momentach. Zdałem sobie sprawę, że dotyczy to każdego funkcjonariusza Polskiej Policji, również policjantów z 15, 20, 30-letnim stażem. Bez względu na okoliczności dotyka to wszystkich w formacji, gdyż każdy policjant – nie z namaszczenia – zaczynał kiedyś na ulicy.
Moja pierwsza styczność z denatem miała miejsce już w 2 tygodniu pełnienia przeze mnie służby. Pierwsza rzecz która, zwraca uwagę i nie pozwala zapomnieć to wszechobecny smród przenikający całe otoczenie. Odór rozkładającego się ciała to coś nie do opisania – wnika w cały ubiór, wwierca się w nozdrza powodując obrzydzenie i w pierwszej chwili przyprawia o odruch wymiotny. Należy przezwyciężyć to uczucie i starać się w miarę możliwości ustabilizować oddech. Nie jest to łatwe, gdyż żadna teoria wykładana na szkoleniu podstawowym nie odzwierciedla okoliczności, w których właśnie się znaleźliśmy. Żadna nawet najbardziej precyzyjna kreatywna teoria przygotuje nas na sytuację, której scenariusz przygotuje dla nas życie. Na sytuację, której musimy doświadczyć organoleptycznie.
Pamiętam ten nonsens (z perspektywy czasu) gdy wykładowca opisujący procedurę związaną ze zwłokami bardzo poetycko i barwnie opisywał te doświadczenie… Ty, zaś człowieku masz przed sobą coś, co w bardzo małym stopniu, albo wręcz w ogóle – nie przypomina istoty ludzkiej.
Mój pierwszy denat to była osoba bezdomna – mężczyzna w wieku około 55 lat, który został odnaleziona na strychu jednego z miejskich pustostanów. To był gorący, letni dzień. Jak się później okazało temperatura powietrza i nagrzany dach budynku jedynie potęgowały unoszący się w powietrzu smród, a zarazem mój wstręt.
Zwłoki odnaleziono wyłącznie dlatego, że odór gnijącego ciała stał się w pewnym momencie tak mocny, iż mieszkańcy sąsiednich budynków zaczęli podejrzewać, że we wspomnianym budynku mogło wydarzyć się coś niedobrego.
Na samej górze budynku pomiędzy klatką schodową, a poddaszem ujawniłem zwłoki w stopniu znacznego rozkładu. Ustalono, że ów bezdomny mężczyzna starał się wejść do pomieszczenia i zaklinował się (utknął) pomiędzy futryną i drzwiami.
Mężczyzna usiłował wśliznąć się do pomieszczenia wykorzystując szczelinę wyznaczoną przez długość łańcucha rozpiętego między drzwiami, a futryną. Wklinował się na tyle mocno i nieszczęśliwie, że nie był w stanie poruszyć się zarówno do przodu, jak i do tyłu. Na domiar złego podczas szamotaniny przebił sobie bok o gwóźdź wystający z futryny. W okolicach rany widoczna była brunatna ciecz, która spływała po nogawce w dół ciała. Dokoła znajdowały się białe robaki, które żerowały na zwłokach. Okrutny finał, długa i zapewne bolesna śmierć.
Pomyśleć, że gdyby to nie był opuszczony, grożący zawaleniem budynek to może ktoś mógłby zareagować, może nawet pomóc. No cóż tego już się nie dowiemy!
Na koniec powtórzę to, o czym tak często wspominam. Doświadczając takich sytuacji, natrafiając na temat trudny i sytuację skomplikowaną warto w takich momentach mieć przy sobie kogoś bliskiego, posiadać jakieś zajmujące zainteresowania, a przede wszystkim odskocznię pozwalającą nam zapomnieć. Ja to nazywam samotnią, która wycisza i przywraca równowagę..
Koniecznie przeczytaj: Jak wygląda życie w mundurze..?
Dziękuję, że przeczytałaś / przeczytałeś mój artykuł i proszę Cię bardzo o podzielenie się nim z Twoimi znajomymi. Im więcej osób z tego skorzysta, tym będę szczęśliwszy. I myślę, że im także może się on przydać. Dzielcie się na Facebooku, Instagramie, Twitterze, mailem – gdzie tylko chcecie i uznacie za stosowne. Zapraszam również do odwiedzenia mojego konta FB i zadawania pytań.
Będę niezmiernie wdzięczny, jeśli wesperz moje działania za pośrednictwem platformy Patronite. Z góry dziękuję!
Pozdrawiam!