Reprezentacja Polski w piłce nożnej. Szklanka do połowy pełna, czy pusta?

pzpn.pl

Nadszedł listopad, a więc także kolejne mecze naszej kadry. Obejrzałem wszystkie mecze, jakie w ramach ostatniego, październikowego zgrupowania rozegrała reprezentacja Polski i muszę przyznać, że nie wiem, co do końca powinienem myśleć. Towarzyszą mi mieszane uczucia…

Z jednej strony, jeśli ocenimy same wyniki powinniśmy uznać, że jesteśmy na topie i z taką grą możemy rozjechać każdego przeciwnika w Europie.

No i to byłby znakomity prognostyk przed zbliżającym się turniejem rangi Mistrzostw Europy.

Jeśli jednak pochylimy się nad każdym meczem odrobinę dokładniej i przeanalizujemy grę naszych reprezentantów w poszczególnym meczu to odniesiemy wrażenie, że nie jest w sumie już tak bardzo kolorowo.

Pierwszy mecz, kontrolny – z Finlandią. Wygrana 5: 1, nic nadzwyczajnego. Nie oszukujmy się, ale oczekiwanie jakiegokolwiek innego rezultatu było by zakłamywaniem prawdy.

W jednym z programów telewizyjnych, dziennikarz sportowy przytoczył cytat z Michała Żewłakowa, który określił przeciwników mianem – “hokeistów” biegających po murawie. To mówi wszystko na ich temat. Przepaść była widoczna, a poziom można byłoby porównać do meczu finalisty LM, z polskim ekstraklasowiczem.

Oglądając to spotkanie widziałem nieporadność naszych przeciwników i rozpaczliwą próbę obrony.

Najlepiej świadczą o tym 3 bramki zdobyte przez Kamila Grosickiego (West Bromwich Albion), który, na co dzień nie zasiada nawet na ławce rezerwowych w beniaminku Premier League, a tu ni z gruchy ni z pietruchy kompletuje hattricka.

Drugie ze spotkań, było firmowane, jako walka w Lidze Narodów. Owszem Włoska drużyna na tle przeciętniaków z Finlandii wyglądała znakomicie. Tutaj już trener Mancini miał, kim postraszyć, na murawie pojawili się, bowiem czołowi europejscy zawodnicy.

Co do samego meczu? Miałki i nijaki…

Oba teamy stworzyły kilka sytuacji. Zdecydowanie bliżej zdobycia gola byli Włosi, ale mimo wszystko dopisało nam szczęście.

Spotkanie zakończyło się bezbarwnym remisem 0 : 0. Nie pokusiłbym się o stwierdzenie, że wynik ten zawdzięczmy kolektywowi i jakiejś wybitnej taktyce. Raczej to kwestia zmasowanej obrony z naszej strony, gry poszczególnych zawodników i pecha Włochów. Nie dopisujmy tu jakiejś wielkiej ideologii.

Trzeci mecz to był już majstersztyk. Na konferencji pomeczowej z zachwytu piał nasz selekcjoner Pan Jerzy Brzęczek, a i dziennikarze nie szczędzili mu pochwał. W końcu potyczka zakończyła się pewnym zwycięstwem 3: 0, nad Bośnią.

Bądźmy szczerzy tu nie ma, nad czym się rozpływać, i czym zachwycać. Z naszej strony to był średni mecz. Wygraliśmy dzięki kilku indywidualnością, z Robertem Lewandowskim (Bayern Monachium) na czele, a przede wszystkim za sprawą szybko ustawionego meczu – przez czerwoną kartkę, jaką zobaczyli Bośniacy już w 15 minucie.

Selekcjoner wspominał, że znakomicie wykorzystaliśmy przewagę na boisku. No może i racja, że łut szczęścia również należy potrafić wykorzystać, ale to jest odosobniony przypadek. Nie należy traktować tego, jako coś stałego.

W końcu do tej 15 minuty graliśmy dosyć asekuracyjnie, żeby nie powiedzieć słabo.

Nieomal każdy zespół grający w osłabieniu cofa się, aby bronić wyniku, nie inaczej było z Bośniakami, którzy po tym ciosie nie mogli wykorzystać potencjału zawodników pokroju: Pjanicia (Fc Barcelona), Dżeko (AS Roma), Krunic (AC Milan), czy ofensywnego ciągu Kolasinac’a (Arsenal Londyn).

Powiem jeszcze, miło ogląda się gole zdobywane przez naszą Reprezentację, a nie jedynie murowanie własnej bramki. Lecz październikowe mecze z pewnością nie są w pełni miarodajne.

Na plus oceniłbym na pewno:

1. Ponowne włączenie do składu dawno niewidzianej twarzy – Linettego.

2. Danie szansy młodym perspektywicznym – Moder, Jóźwiak, Karbownik, Walukiewicz, Bochniewicz.

3. Ustawienie wyżej, a zarazem uwolnienie na boisku Klicha.

4. Częstsze ustawianie na lewej obronie właśnie lewonożnych zawodników.

5. Uzmysłowienie sobie, że istnieje reprezentacja bez Piotra Zielińskiego.

Może i powyższe punkty to nic odkrywczego, ale ciężko było doszukiwać się ich we wcześniejszych meczach.

Minus postawiłbym zaś przy:

1. Słabej dyspozycji na zgrupowaniu – Grzegorza Krychowiaka.

2. Obecności w kadrze Arka Milika (wyłączony z gry klubowej minimum do stycznia).

3.  Wystawieniu w meczu na lewej obronie prawonożnego Bereszyńskiego.

Takie wyniki reprezentacji sprawiły, że staliśmy się liderem w swojej grupie Ligi Narodów – przynajmniej do końca listopadowych zmagań.

Bardzo jestem ciekaw, Waszej opinii na temat aktualnego stanu naszej reprezentacji. Czy ta szklanka jest do połowy pełna, czy może jednak pusta?

Trzymajcie się.

TJŚ

Leave a Reply