Koronawirus. Epidemia czy zwykła panika?

W związku z rosnącą liczbą medialnych doniesień narosło wiele pytań i teorii wokół tej choroby, którą tak przekornie nazwano, koronawirusem. Co najśmieszniejsze w ciągu ostatnich dni ja również dostałem od Was kilka pytań : co uważam na temat tej jakże tajemniczej choroby, jak wygląda praca w takich warunkach i jak sobie z nią radzić?

Zacznijmy od tego, że nie jestem wirusologiem czy nawet lekarzem i moje słowa to wyłącznie wynik zwykłego procesu myślowego – koktajl własnych przemyśleń oraz wiedzy zaczerpniętej z mediów i literatury.

Prześledźmy jednak genezę całego zajścia. Pierwsza wzmianka o nowym wirusie pochodzi z niewielkiego jak na warunki chińskie miasteczka [11 mln mieszkańców] – Wuhan. Datuje się ją na 8 grudnia 2019 roku. Mówi się, że powodem migracji między gatunkowej było spożywanie przez tamtejszą ludność węży.

Nowy koronawirus z Wuhan, nazwano 2019-nCoV. Wiele mówi się o tym, że to wcześniej niespotykana mieszanka – wirusa z Bliskiego Wschodu tzw. zespołu wirusa oddechowego z wirusem zespołu ciężkiej ostrej niewydolności oddechowej.

Bardzo szybko wszystko się rozniosło, wpierw po samych Chinach – z powodu braku miejsca konieczne było wybudowie szpitali polowych. Następnie rozsiało się w pozostałych częściach świata. Szacuje się, że obecnie zarażonych jest już 114 tysięcy osób.

Wbrew ogólnej panice i histerii chciałbym wszystkich uspokoić. Statystycznie do takich zdarzeń dochodzi, co kilkanaście lat. Objawy, jakie powoduje koronawirus są bardzo zbliżone do dobrze znanej każdemu z nas – grypy. Ponadto zwykła grypa również potrafi zabić. Kto jest najbardziej podatny na zarażenie i jej ciężkie przebycie? Osoby starsze, czyli analogiczna sytuacja jak w przypadku innych chorób.

No i kolejna kwestia, skoro wyprodukowanie szczepionki na chorobę trwa około 2 lat to, jakim cudem rząd wielkiej Brytanii zapowiedział, że do końca roku będą w stanie stworzyć remedium i jak to możliwe, że już szukają chętnych gotowych wyrazić zgodę na zarażenie i stanie się królikiem doświadczalnymi? Ja tylko zadaję pytanie i nakłaniam do refleksji.

To jeszcze nic, dotarła do mnie informacja, iż jedna z grup pracujących nad szczepionką jest w stanie wytworzyć szczepionkę eksperymentalną, która będzie gotowa do wstępnych testów już za miesiąc. Oczywiście taki pośpiech nie jest wskazany, choćby z powodów bezpieczeństwa.

No i rzecz najistotniejsza, jak duże zyski są generowane przez tę ogólno światową panikę? Horrendalne! Nie mówię już tylko o artykułach higienicznych, dezynfekujących, które znikają z aptek w zawrotnym tempie. Są kraje, w których rządy musiały interweniować w regulacje cen tychże produktów, bo producenci i detaliści podnosili swe marże nawet o kilkaset procent [%]. Supermarkety i inne dyskonty również, zarabiają krocie. Co rusz widzę w Internecie zdjęcia pustych półek sklepowych i ludzi taszczących zapasy na kilka miesięcy. Opanujmy się i bądźmy szczerzy, robiąc zapasy i przestrzegając wszelkich zasad bezpieczeństwa i tak jest szansa na zarażenie. Czy wizyta w sklepie nie może się skończyć zarażeniem? Oczywiście, że może.

Hitem była dla mnie informacja głosząca, że w związku z przypadkami koronawirusa w Australii, wzrosła sprzedaż – prezerwatyw. Pierwsza myśl, była taka, że zamknięci w domach ludzie muszą coś robić – oczywiste. Okazało się jednak, że w obliczu rosnących cen produktów dezynfekcyjnych tańszy po prostu stał się zakup prezerwatyw i stosowanie ich, jako rękawiczek.

Jedyną zaleta płynącą z tego szaleństwa jest to, że ludzkość zaczęła przykładać większe znaczenie do higieny – myjemy ręce, stosujemy maseczki, chusteczki itd. To jest plus, ale nie popadajmy w obłęd – witając się z kimś stopom, albo łokciem tak jak to ma miejsce chociażby w Izraelu. Jeśli ktoś się lęka to proponuję mieć przy sobie żel dezynfekcyjny i go stosować.

Przez długi czas sądzono, że problem ten nie dotknie naszego kraju. To jednak zwykłe mrzonki, żyjemy w globalnej wiosce. Możemy bez problemów skontaktować się z kimś mieszkającym po drugiej stronie oceanu, bez barier możemy się przemieszczać przekraczając granice państw często nawet nieświadomie. Jakim więc sposobem można było twierdzić, że ten jakże tajemniczy wirus nie dotrze do Polski? Na moment, gdy to piszę zarażonych w kraju jest 20 osób, a to z pewnością dopiero początek.

Ręce mi opadają, gdy widzę te wszystkie nagrania jak politycy zwaśnionych ugrupowań politycznych, zamiast rzeczowych argumentów i elokwentnego dialogu, przekomarzają się, jaka technika mycia rąk jest właściwsza. Jeden twierdzi, że dozownik z mydłem uruchamiamy ręką, drugi zaś twierdzi, że do tego typu operacji właściwszy jest łokieć. Retoryka rodem z przedszkola.

Zamieszanie, jakie narosło wokół koronawirusa kładzie się cieniem również na różne dyscypliny sportu, szczególnie odczuwalne jest to w kontekście nadal trwających rozgrywek piłkarskich. Zarówno ligowych, jak i europejskich. Mecze odbywają się bez kibiców, niewykluczone, że sezon włoskiej Serie A zostanie zakończony przedwcześnie. Ponadto jakiś czas temu w mediach padła wzmianka o możliwości anulowania rozgrywek angielskiej Premier League – zaproponowano, że z powodu epidemii sezon uzna się za niebyły. To jeszcze nic, bowiem od kilku dni trwa gorąca dyskusja na temat zbliżających się finałów mistrzostw Europy, które mają zostać rozegrane na boiskach całego kontynentu. Bardzo żywiołowo podnosi się temat, że jeśli sytuacja epidemiologiczna nie zostanie opanowana to EURO 2020 zostanie odwołane.

Musiałem o tym wspomnieć, gdyż w tym miejscu zrodził się w mojej głowie kolejny przykład absurdu, jaki ma miejsce w naszym kraju. Jak to możliwe, że ze względu na bezpieczeństwo władze samorządowe decydują się odwoływać imprezy masowe, zamykane są teatry, uczelnie wyższe, rzeczone mecze piłkarskie odbywają się bez udziału kibiców. Natomiast kościoły przyjmują wiernych, msze odbywają się zgodnie z planem. Rozumiem, głęboką wiarę i pokładanie nadziei w Bogu, ale raz na jakiś czas nie zaszkodzi sobie odpuścić. To nie oznaka wyrzeczenia się wiary – to pragmatyzm i zdrowy rozsądek.

Wśród pytań, które otrzymałem od Was na skrzynkę najczęściej pojawiało się jedno – jak wygląda praca policji w obliczu choroby? Odpowiedź, jest prosta: nieomal tak samo jak wcześniej. Pracownicy innych branż mogą pracować zdalnie w domu, mogą unikać kontaktów będąc zamkniętymi gdzieś w biurze, lub mogą dostać na ten czas po prostu wolne. Służby mundurowe działają nieco inaczej. Funkcjonariusz publiczny – policjant, strażak, lekarz, żołnierz, itd. – nie mogą tego zrobić.

Funkcjonariusz wydziału prewencji musi przebywać wśród ludzi, wśród potencjalnych zarażonych. Bywa, że dziennie „obsługuje się” kilkaset osób. Należy podkreślić, że osoby te cechuje różny stopień higieny, różne warunki życia, otoczenie i rzecz oczywista – status społeczny. Wszystkie wymienione rzeczy niewątpliwie mają wpływ na ich stan zdrowia, a w konsekwencji na stan zdrowia policjantów. Jedyne, co nam pozostaje to stosowanie rękawiczek, płynów, żelów dezynfekcyjnych/bakteriobójczych, mycie dłoni, jak najrzadsze dotykanie własnej twarzy.

Reasumując, uważam, że pojawienie się takiego wirusa nie było do końca dziełem przypadku. Fakt należy na siebie uważać, dbać o zdrowie – przestrzegać zasad higieny i stosować zbilansowaną dietę [słabszy organizm = łatwiejszy cel], ale w gruncie rzeczy te rady mają zastosowanie zawsze, niezależnie od okoliczności. Na koniec rzecz najważniejsza – na Boga, nie dajmy się zwariować.

Taki jest świat.

Leave a Reply