Płacz mężczyzno, płacz!

Źródło: Mr Gentleman

Dorosły facet, można by nawet użyć sformułowania tak chętnie stosowanego, przez rodziców i dziadków podczas określania naszego wieku. Zwykli na mnie w określonych sytuacjach mawiać – stary koń 🙂

Czy mężczyźnie wypada płakać? A czy facetowi będącemu policjantem wypada ronić łzy? Czy w ogóle płacz jest męski, czy to może jednak domena kobiet – jako płci bardziej z natury emocjonalnej, wrażliwszej, czy można rzec właśnie wylewnej? Jak to jest, wypada, nie wypada?

Na ogół w takich sytuacjach należałoby zacząć od okresu dziecięcego, gdzie najpewniej skrywałoby się rozwiązanie zagadki, bowiem to właśnie w tym okresie rodzice formują dziecko na swoje podobieństwo, uwrażliwiają je na poszczególne kwestie, zaszczepiają w nim empatie do ludzi i otaczającego nas świata. W moim przypadku jednak próżno szukać tam odpowiedzi, bowiem wywodzę się z rodziny, gdzie prym wiódł patriarchat w czystej postaci, a płacz był uważany za oznakę słabości. Ba, płacz sprawiał, że człowiek stawał się, jakby to powiedzieli politycy Solidarnej Polski – miękiszonem.

To też przez wiele lat takie reakcje i zachowania stanowiły swego rodzaju temat tabu. Nie oznacza to oczywiście, że jako dziecko w ogóle nie płakałem z takiego, czy innego powodu – jak to zresztą dziecko – ale zawsze robiłem to w samotności, bez świadków.

Obecnie, będąc już dojrzałym mężczyzną, czy jak zagaiłem na wstępie – starym koniem – nie wstydzę się łez. Jest to nieodłączny element naszego – ja. Musiałem jednak do tych wniosków dojść samodzielnie.

Powiem więcej – zdarza się, że łza uroni się poprzez zetknięcie z dobrą literaturą, znakomitym utworem muzycznym, czy chociażby wybitną produkcją filmową. Zwykłe życiowe sytuacje również potrafią wycisnąć ze mnie nadmiar wody i nie mam tu na myśli mięśni zwieraczy 🙂 Tyczy się to sytuacji rodzinnych, ale również zdarzeń mających miejsce w służbie, ale w jakiś sposób zapadających w pamięć – obciążających mental.

Sytuacjami, które mogę na poczekaniu przywołać jako te, po których łkałem był na pewno wypadek, któremu uległem kilka lat temu, po którym myślałem, że więcej nie będę mógł chodzić, a już na bank nie będę w stanie wrócić do służby. 

Drugi z momentów to na pewno brutalne zranienie mojego współpatrolowca i widok jego krwi na moich dłoniach. Ta chwila, gdy siedziałem na obezwładnionym mężczyźnie i zabezpieczałem go do przyjazdu wsparcia, a w tym samym czasie starałem się jak najlepiej potrafię uciskać ranę powstałą u mojego ziomka. Po tym jakże strasznym doświadczeniu czas na łzy przyszedł dopiero tego dnia wieczorem, gdy byłem sam i to wszystko niczym bumerang do mnie powróciło. Jakby w pewnym momencie smutek i bezsilność zastąpiła buzującą do tamtego momentu w moich żyłach furie i adrenalinę.

Kolejna z sytuacji to bez wątpienia – widok zwłok dziecka, niewinnego sinego brzdąca, który nie tak dawno wyzionął ducha. Te sine usta i malutka główka z rozczochranymi włosami potrafią pojawiać się w moich snach bez żadnej zapowiedzi. Ból i krzywda dziecka zawsze były czymś co mocno mnie dotyka. Dlatego też możecie po moich tekstach zauważyć, że unikam pisania o sytuacjach, w których podmiotem dziejącego się zła są małe dzieci.

Jak widzicie momentów, które mogą służyć do wyciskania łez mam całkiem sporo, a powiem szczerze nie uważam się za człowieka bardzo uczuciowego i emocjonalnego. To wszystko jest najpewniej kwestią tego, że odpowiednio czytam świat i widzę w nim to co dobre, piękne i czyste, lecz rozumiem, iż składa się on również z tej ciemnej materii.

Na koniec chciałbym powiedzieć Wam wszystkim, że nie dajcie sobie wmówić, że płacz i łzy są czymś złym, albo czymś niemęskim. Gówno prawda! Płacz daje ujście emocjom, oczyszcza i pozwala świeżo spojrzeć na całość.

Dziękuję, że przeczytałaś / przeczytałeś mój artykuł i proszę Cię bardzo o podzielenie się nim z Twoimi znajomymi. Im więcej osób z tego skorzysta, tym będę szczęśliwszy. I myślę, że im także może się on przydać. Dzielcie się na Facebooku, Instagramie, Twitterze, mailem – gdzie tylko chcecie i uznacie za stosowne. Zapraszam również do odwiedzenia mojego konta FB i zadawania pytań we wszystkich nurtujących kwestiach.


Pozdrawiam 🙂

6 Comments

  1. Święta prawda, że płacz oczyszcza i święta prawda, że dzieciom, szczególnie chłopcom wmawia się, że powinni przestać się mazać jak baba i jest to krzywdzące. Niemniej jednak mam różne podejście do łez innych i do łez swoich. U innych łzy są ok, jeśli akurat dana osoba potrzebuje się wypłakać i tym samym uspokoić (choć nadal nie do końca wiem, co z taką płaczącą osobą się powinno zrobić, żeby jej ulżyć), z drugiej strony nienawidzę łez u siebie, bo kiedyś łatwiej było mi to kontrolować, a teraz jest katastrofa i łzy robią co chcą (skutek albo długoletniego duszenia wszystkich emocji, albo problemy hormonalne, po dłuższym zastanowieniu myślę, że obie te przyczyny na raz).
    Łzy na skutek dużych emocji, traum, silnych przeżyć są jak najbardziej uzasadnione, przecież ludzie to nie skały- chyba wtedy nawet sobie bym to wybaczyła, chociaż wolę, żeby nikt wtedy na mnie nie patrzył. Czytałam gdzieś, że osoby, które przeżyły wojnę i pozwalały sobie wypłakać wszystko, albo trząść się ze strachu w momencie jakichś nalotów, walk, strzelanin, o wiele lepiej radzą sobie w późniejszym życiu. Z kolei ci, którzy udawali w tamtych momentach twardych, mają większe zaburzenia psychiczne i również wiele napięć skumulowanych w ciele na starość.
    Jednak łzy wzruszenia powodowane filmem, książką itp traktuję bardziej restrykcyjnie i absolutnie ich u siebie nie akceptuję, wręcz doprowadzają mnie do szału. Mój tato był w straży granicznej i mam po nim obsesję na punkcie samokontroli : ). Łzy wzruszenia postrzegam jako zagrożenie dla tej samokontroli.

  2. Ważny wpis, ważne słowa. Ja bardzo, bardzo rzadko płaczę, bo nie umiem. Od dzieciństwa wmawiałam sobie, że nie mogę okazywać emocji. Nawet w obliczu śmierci mojego taty nie uroniłam łzy, mój mąż przez te wspólne lata, widział mnie zapłakaną może 2-3razy i do tego zamykałam się w łazience. Nie lubię okazywać swoich emocji przy innych ludziach, więc biorę na wstrzymanie, a potem w samotności wyrzucam to z siebie poprzez ćwiczenia, medytację czy tai chi. Ot, taki człowiek ze mnie. Zespół suchego oka;) pozdrawiam.

  3. Nam kobietom na szczęście wolno płakać i ja, jak mam ochotę, to płaczę, moje łzy nikogo nie dziwią. Mój mąż raczej nie płacze w życiu codziennym, ale nie ma zbyt wielu okazji do płaczu. Za to na filmach – leje łzy litrami – i nie uważam, aby było to coś złego. Wręcz przeciwnie. Tak samo wychowuje synów – nie, jak powszechnie przyjęto – na mężczyznę twardego jak skała – tylko na człowieka. I przyznam, że strasznie wkurzają mnie teksty w stylu „taki duży chłopiec i płacze” „chłopcy nie mogą się mazgaić” „koledzy będą sie z ciebie smiać”… Niestety, takie stereotypy w naszej kulturze są bardzo głęboko „zakopane” I dużo czasu musi upłynąć zanim to się zmieni.

Leave a Reply