House of Gucci – recenzja #1

W swojej wizytówce, która jest zamieszczona na blogu napisałem, że jednym z moich hobby jest szeroko pojęta pop-kultura. Wymieniłem tam również, że w wolnym czasie – o ile takowy rzecz jasna się znajduje – lubię obejrzeć jakiś dobry film, zaczytać się w jakąś nową książkę, albo zanurzyć w serialową rzeczywistość.

Gdyby ktoś poprosił mnie o wymienienie ulubionego filmy, czy też książki to proste na pozoru pytanie otworzyłoby nam drogę do wielogodzinnych dyskusji i porównań. Mimo to, jeśli kiedykolwiek będziecie ciekawi jak wyglądałaby moja lista -Top of the top – to specjalnie dla Was postaram się wytężyć mózgownice i przygotować zestawienie filmów i książek, które w jakimś stopniu wpłynęły na moje życie.

Źródło: Filmweb

Dziś przychodzę do Was z krótką recenzją filmu, który miałem okazję obejrzeć na ekranie kinowym w grudniu ubiegłego roku. Mam nadzieję, że bardzo mnie za nią nie zjedziecie, ale zgodnie z obietnicą zamierzam rozpocząć recenzowanie pozycji zasługujących moim zdaniem na miano ciekawych.

Filmem, na który postanowiłem wybrać się do kina był – House of Gucci. Film w reżyserii, Ridleya Scota odpowiadającego wcześniej za takie dzieła jak chociażby – Gladiator; Blade Runner; Hannibal; Marsjanin; Królestwo niebieskie; Obcy; Helikopter w ogniu. Można by wymieniać tak jeszcze długo. Co łączy wymienione powyżej filmy? Otóż są bardzo dobre.

Tak też myślałem wybierając się do kina na House of Gucci. W tym miejscu muszę ostrzec wszystkich, którzy mieli w planach obejrzeć wspomniany film, iż nie zamierzam powstrzymywać się tu od spoilerów.

Film opowiada historie związku Patrizii Reggiani, oraz Maurizzio Gucciego – dziedzica włoskiego domu mody. Film rozpoczyna się w momencie ich poznania, a kończy zleconym przez Patrizię morderstwem męża.

Olbrzymie znaczenie w odbiorze walorów produkcji odegrała gra aktorska i interakcje między postaciami.  To właśnie obsada aktorska nadała odpowiedniego sznytu całości filmu. Na ekranie pojawił się jeden z moich ulubionych aktorów Jeremy Irons, który jako nestor rodu Gucci powala stanowczością i władczością. Na ekranie, jako brat towarzyszy mu Al. Pacino odgrywający rolę Aldo Gucciego – znakomity aktor mistrzowsko włada dowcipem, ciepłem, emanuje stanowczością.

Młody Gucci – którego gra Adam Driver – pierwotnie zagubiony w roli dziedzica fortuny. Ostatecznie chwyta życie za cojones, zajmuje się firmą, a przede wszystkim odstawia żonę na boczny tor dostrzegłszy jej prawdziwą twarz.

Kolejna z postaci to nasza piosenkarko-aktorka Lady Gaga, która na przestrzeni filmu ewoluuje. Pierwszy raz widzimy ją, jako dziewczęcą, niewinną i czarującą sekretarkę w firmie ojca. Na końcu zaś przeistacza się w bezlitosną i żądną krwi kobietę, która na drodze do osiągnięcia własnych celów nie cofnie się przed niczym. Rządna władzy i wpływów w rodzinnej firmie męża nie ma skrupułów przed manipulacjami, intrygami, a finalnie zleceniem zabójstwa. Postać, jaką wykreowała Gaga jest bardzo wyrazista, charyzmatyczna i zapadająca w pamięć. Nie ustępuje pola aktorom dużo bardziej doświadczonym i uznanym jak chociażby wspomniany Al. Pacino.

Gdybym mógł wyróżnić jednego aktora, który moim zdanie skradł show niezaprzeczalnie wskazałbym na Jareda Leto, który wcielił się w rolę Paolo Guciego – głupkowatego kuzyna Maurizzio Gucciego. Na podkreślenie zasługuje przede wszystkim jego sztuka aktorska, interpretacja, która w nieco groteskowy, przekoloryzowany sposób ubarwiła tragiczne losy jego bohatera. Ponadto na oklaski zasługuje jego ekspresja, maniera ruchu i gestu – znakomicie zaprezentował śródziemnomorski temperament. Ach no i ten jego wyuczony włoski akcent. Efekt końcowy sprawił, że Paolo Gucci był postacią, z którą bardzo łatwo się zaprzyjaźniłem i której szczerze współczułem.

Podsumowując, House of Gucci to film – dobry. Dostrzegłem w nim jednak wiele niepotrzebnych z punktu widzenia chronologii wydarzeń scen, tak jakby Ridley Scott, chciał upchnąć w 2,5 h produkcji jak najwięcej scen i wątków. Muszę jednak przyznać, że wiele frajdy dało mi zobaczenie losów tak potężnej włoskiej rodziny w momentami krzywym zwierciadle. Świat, który przede mną roztoczono był barwny, ciekawy i intrygujący. Chyba tak miało być!

Pozdrawiam.

#TJS

5 Comments

  1. Super że film ci sie podobał. Słyszałem wiele skrajnych opinii. Mnie w ogóle nje przypadł do gustu. Nie lubie Lady Gagi a jej włoski akcent brzmiał bardziej jak rosyjskiej baby. Historia domu Gucci jak dla mnie w ogóle nie opowiedziana. Myślałem ze dowiem się z filmu dlaczego Gucci stalo się sławne, skad wyjątkowość ich produktów, dlaczego uznawania są za markę luksusowa a nie po prostu krawcow którzy szyja ubrania…

    Mam nadzieje ze nie czujesz się absolutnie zjechany. Super ze każdy jest inny i mamy swoje gusta. Może jak obejrzę ten film drugi raz, zauważę w nim to o czym napisałeś.

    1. Uff udało się, nie czuję się bardzo zjechany:) Fakt, film ma pewne niedociągnięcia, ale finalnie było to ciekawe widowisko. Może rzeczywiście należy go obejrzeć ponownie, aby dostrzec drugie dno. Wielkie dzięki za komentarz:)

Leave a Reply